Jeżeli chcesz poznać dobrze Warszawę musisz liczyć się z tym, że prędzej czy później będziesz zmuszony do doświadczenia wielowymiarowości tego miasta. Niestety bardzo szybko dochodzisz do wniosku, że o ile Warszawa jest różnorodna, to głównie jest różnorodnie brzydka i nie przyjazna dla mieszkańców. Wynika to z ciągłych zmian ustrojowych i kulturalnych, które przewinęły się po naszym kraju w bardzo krótkim czasie. Niejednokrotnie zostawała przerywana ciągłość rozwoju Polskich miast. Najpierw Warszawę zniszczyła Wojna, potem szybka odbudowa i kompletna zmiana paradygmatów myślenia o miejskich przestrzeniach, potem problemy materialne i często nieodpowiedzialne planowanie. Dzieła zniszczenia dokonały ostatnie lata, gdzie nieporadne planowanie i administracja zderzyła się z kompletnie nieświadomym budowaniem w czasach boomu budowlanego.
Obecnie żyjemy w przestrzeni, która jest wynikiem przenikania tych czterech odmiennych struktur przestrzennych: tkanki przedwojennej, architektury socrealistycznej, blokowisk oraz współczesnej architektury dyktowanej niekontrolowanymi zachowaniami rynku nieruchomości. Brak ciągłości i wiedzy o tym jak budować przestrzeń w której przyjdzie nam żyć sprawia, że budujemy sobie bardzo brzydką Polskę.
Jednak narzekanie i świadomość przeszłych błędów nie jest jedynym wyjściem. Na pewno nie jest najlepszą drogą, aby żyć i funkcjonować w tak specyficznym i unikalnym mieście jak Warszawa. Czy spacery po Warszawie pozwalają odkryć w niej siłę i zalety? Wady są przytłaczające, ale zdecydowanie można zauważyć jak wraca to co od zawsze wyróżniało Warszawę na tle innych miast. Teraz, nawet bardziej niż kiedykolwiek indziej Warszawa zwraca się ku swoim wnętrzom. Powoli uczymy się żyć w tej przedziwnej strukturze. Uciekamy z nieprzyjaznych arterii i chowamy się w warszawskich wnętrzach. Z roku na rok nasila się tendencja spędzania czasu w stołecznych lokalach.
Przez pryzmat warszawskich kawiarni można poznać zupełnie inny wymiar historii miasta. Szczególnym jest fakt, że to własnie w Warszawie powstała pierwsza w Polsce kawiarnia. Prawdopodobnie było to już w 1724 roku, natomiast w 1780 stolica liczyła już około 20 lokali. Z początku głownymi prekursorami byli cudzoziemcy, głównie Włosi, Szwajcarzy, Niemcy i Francuzi. Historia podpowiada, że polscy cukiernicy zaczeli otwierać kawiarnie dopiero po powstaniu listopadowym, kiedy to większość cudzoziemców opuściła nasz kraj.
Niestety mimo, że oferta warszawskich lokali była bogata – gdzie w wielu lokalach działały występy artystyczne wszelkiego sortu – bywalcami kawiarni byli głównie mężczyźni. Aż do ostatnich dziesięcioleci XIX wieku kobietom nie wypadało bywać w kawiarniach.
Nie sposób wymienić wszystkich miejsc, w których kiedyś rodziła się sztuka, którą dziś znają nie tylko mieszkańcy tego miasta. Szlak warszawskich kawiarni tamtego czasu prowadzi przez Krakowskie Przedmieście, ulicę Senatorską, Podwale, Ogród Saski, ulicę Królewską, Miodową oraz budynki stołecznych teatrów.
Przez okres wojenny warszawskie lokale podzieliły los miasta. Jednak już w krótce po Wojnie, jednymi z pierwszych lokali usługowych, otwieranych na nowo, były kawiarnie właśnie. Jedną z najbardziej znanych była ta prowadzona przez Mieczysława Fogga. Otworzył ją ponownie 4 marca, w ruinach kamienicy przy Marszałkowskiej 119 (vis-a-vis obecnego Sezamu), gdzie sam często śpiewał, zabawiając gości. O ile nie był to wyjątek i kawiarnie szybko wracały, (niekoniecznie w swoje miejsca), nastał tragiczny w skutkach rok 1950.
Ten fatalny w skutach przełom, polegający na upaństwowieniu kawiarni i przejęciu ich przez przedsiębiorstwo pod nazwą Zakłady Gastronomiczne. Już nie można było usiąść przy stoliku i napić się kawy, stolik pozostający w prywatnych rękach zagrażał nowemu systemowi. To zdarzenie pozwala zrozumieć, zdanie, które było mottem współczesnej kawiarni Chłodna 25 – że rewolucje rodzą się w kawiarniach. Jednak chyba współcześni, zmęczeni życiem Warszawiacy nie są zainteresowani rewolucją, bo i ten lokal nie oparł się presji mieszkańców, którzy miłują święty spokój.
Życie kawiarniane zupełnie się zmieniło, nawet mimo, że państwowe lokale po mału zyskiwały klientów. Na prawdziwy przełom musieliśmy czekać ponad 40 lat, kiedy to po 1989 życie kawiarniane zaczęło się odradzać. Cały ten proces nie zachodził jednak tak szybko jak po Wojnie. Cztery dekady skutecznie odcieły wspomnienia jak ważne jest miejskie życie i jak owocne mogą być spotkania w lokalach.
Pamiętam dobrze jak jeszcze parę lat temu nie było wiele unikalnych lokali z duszą, oferującym to co prawdziwa kawiarnia, czy współcześnie – klubokawiarnia, powinna oferować, czyli indywidualnego klimatu i wyjątkowych chwil spędzonych podczas artystycznych atrakcji z programu lokalu.
Z roku na rok jednak życie miejskie się odradza. O ile jeszcze 10 lat temu było dosłownie kilka wyjatkowych kulturogennych lokali, teraz wydaje się, że każda dzielnica, czy każdy rejon ma swoje centrum kulturalne. Moje pokolenie zaczynało spotkania w Le Madame. Niektórzy pamiętają jeszcze imprezy w kultowych Filtrach.
XIX wiek przyniósł kolejne lokale, które pojawiały się głównie w śródmieściu. Warszawa ma to do siebie, że dzielą ją ogromne dystanse i nie ma tkanki miejskiej ścisłego centrum. To spowodowało pojawianie się zagłębi, które liczyły więcej niż jeden lokal. Do tych najbardziej kultowych można zaliczyć Forty na Racławickiej, podwórko na Dobrej, Pawilony na tyłach Nowego Światu, czy ulicę Mazowiecką. Wiele z takich miejsc już nie istnieje, ale wciąż pojawiają się nowe.
Teraz przyszedł czas na ulicę Żurawią i Parkingową, Powiśle oraz to czego zawsze brakowało, a ostatnie lato pozwoliło zamanifestować we wcześniej nie znanej skali – miejsca na otwartym powietrzu w pobliżu monumentalnych obiektów przyrody. Skarpa Warszawska i Wisła dają niespotykanie w innych miastach krajobrazy i mam nadzieję, że właśnie ten wyjątkowy charakter Stolicy przez następne lata będzie coraz szerzej eksplorowany.
Tekst zamieszczony w numerze 1 magazynu Jadłomiasto